
12.11.2025
Jeśli będziesz robił to, co kochasz, to już nigdy...
Dokładniej: „Wybierz pracę, którą kochasz, a w życiu nie przepracujesz ani jednego dnia więcej”. Tak to brzmi. Mniej więcej, bo to z chińskiego. Konfucjusz, chiński filozof i twórca konfucjanizmu powiedział to jakieś 2500 lat temu... Dziś niestety to najczęściej ścieżka donikąd. Oczywiście nie zawsze, ale wystarczająco często, by chwilę o tym pomyśleć.
W czasach wielkiego Konfucjusza powiedzenie to miało spory sens. Warto pamiętać, że 2500 lat temu dominującą emocją człowieka był strach. Przed wojnami, rabunkami, pożarami i gwałtami. A jeśli było spokojniej, to przed chorobami, pogodą, nieurodzajem i głodem. Nie było dzisiejszej wiedzy medycznej, informacji czy służb meteo. Klęski spadały nagle. Pracował każdy, nawet dzieci, a praca była fizyczna, obciążająca. Kto ciężko nie pracował, umierał. Jeśli więc w tym trudnym i mozolnym życiu można było wybrać to, co się lubiło robić, miało być znacznie łatwiej. Po prostu. Jeśli lubisz zwierzęta, pracuj przy koniach. Jeśli rośliny, to w ogrodzie. Trud fizyczny będzie mniej dokuczliwy. Reszta tego przysłowia – „nie przepracujesz ani jednego dnia więcej” – to takie poetyckie filozofowanie. Elegancka forma sprzedaje się lepiej, czego dowodem jest to, że do dziś cytat ten jest znany i popularny.
Jakie ryzyko niesie za sobą przekształcenie pasji w pracę?
Dziś jest to trochę bez sensu, i to z kilku powodów.
Moim pierwszym wychowawcą w liceum był geograf Władek Gurdak. Przewodnik, prezes SKPB w Lublinie, organizator wypraw w góry wysokie. Zaszczepił w setce uczniów miłość do gór, rajdów, piosenek górskich. Najpierw z nim jako opiekunem, a potem już sami, półlegalnie, uciekaliśmy w Bieszczady. Wsiadaliśmy w nocny pociąg Łódź-Zagórz, a potem już dowolnie – Łupków, Komańcza, Ustrzyki – i w góry! W szkole był taki niepisany układ: jak wygramy jakąś olimpiadę, to nikt o te kilka dni nie zapyta. Musieliśmy tylko być w poniedziałek rano na szkolnym apelu, bo sukces w olimpiadzie trzeba było ogłosić. Jędrek Połonina (ma dziś pomnik w Komańczy) czy Majster Bieda (Władek Nadopta, z pomnikiem w Wetlinie), piosenki Wojtka Belona i Wolnej Grupy Bukowina to był świat naszych licealnych marzeń. Nic dziwnego, że co drugi z nas chciał studiować turystykę i być przewodnikiem górskim. A Władek Gurdak nas ostro stopował: „Zostawcie sobie góry dla siebie, tak prywatnie. Będą odskocznią, będą waszą radością na całe życie. Jeśli zrobicie ze swojej pasji zawód, obszar utrzymania, będziecie to robić dla pieniędzy. Stracicie pasję, bo w dorosłym życiu, w firmach, trzeba iść na kompromisy. Czasem bolesne”. Miał rację. Do dziś kocham góry, lubię muzykę gór, rajdów i ognisk. Mam blachę przewodnicką nr 2803 i przodownika górskiego 1114a. Ale skończyłem politechnikę, zostałem inżynierem transportu. Przez 10 lat pracowałem w szkole, uczyłem sterowania ruchem kolejowym. Dziś jestem trenerem, mówcą inspiracyjnym, dziennikarzem ekonomicznym. A góry są moim oddechem, pasją, ale nie zawodem bazowym.
Z powyższego wynika wprost najpoważniejsze zagrożenie łączenia pasji i hobby z zawodem bazowym. Jeśli pracujesz „u siebie”, na swoim, to masz szansę. Jeśli pracujesz w szkole, w firmie, w strukturze, to musisz godzić się z decyzjami z góry. Czasem z decyzjami kompletnie bez sensu. Z obniżeniem jakości, czasem okłamaniem klienta. To boli znacznie mocniej, jeśli robisz to, co kochasz. Kucharz z pasją nie poda pangi zamiast dorsza. Po prostu. Nawet jeśli pracujesz dla siebie, masz swoją firmę, też miewasz pokusy. Klient chce czegoś idiotycznego. Serce mówi „nie, tak się nie robi”. Rozum mówi, że trzeba zapłacić ZUS, czynsz i podatki. Co w Tobie wygra? To są bazowe pokusy pracy w obszarze swoich pasji.
Kolejne ryzyko to praca bez końca, praca ponad siły. Kochasz to, co robisz, a szczęśliwi przecież czasu nie liczą. Niestety, nie liczą także czasu pracy. I nie zauważasz, że pracujesz po 12 godzin dziennie. Ale przecież to kochasz… Koleżanki i koledzy wychodzą do domu normalnie. Ty zostajesz. Bo jeszcze trzeba i trzeba, i trzeba… A rodzina? A dzieci? A Twoje serce? Psychika? Nic dziwnego, że dość często mówi się także: „Jeśli robisz to, co kochasz, nigdy nie wychodzisz z pracy”. Fizycznie pracujesz przez około 12 godzin. A psychicznie? Jesteś w pracy stale, nawet w domu pod prysznicem. I na urlopie też.
Podsumowując tę część, fajnie jest lubić swoją pracę, zarabiać w obszarze własnych pasji i zainteresowań. Ale trzeba uważać. Bo możesz stracić życie prywatne na rzecz pracy na pełny zegar. Oraz (szczególnie w dużych firmach) możesz być zmuszony do kompromisów, które rozwalą Twoją psychikę pasjonata.
Jak unikać ryzyka i cieszyć się z pracy, którą kochasz?
Mój zawód – trenera, coacha, mówcy inspiracyjnego, dziennikarza i autora książek – jest jednocześnie moją pasją. Polega na czytaniu, myśleniu i mówieniu. Podlegam obu rodzajom ryzyka, jakim są kompromis i praca ponad normę. Staram się to jakoś tonować. Wychodzi w miarę, ale nie idealnie.
Każdy pewnie radzi sobie po swojemu. Pokażę Wam, jak ja sobie z tym radzę. Jeśli rynek jest trudniejszy, kiedy jest nawał roboty, by nie zwariować, szukam odskoczni. Hotel, ale z basenem! Późnym wieczorem czy wczesnym rankiem, basen zawsze mnie uspokaja. Jak przepłyniesz kilometr czy dwa, złapiesz dystans. Znaczy, ja złapię, bo Ty możesz mieć zupełnie inną odskocznię. Moja branża jest sinusoidalna. Bywa natłok zleceń, bywają momenty spokoju. Jest nawet taki dowcip trenerski: „Jak nie mam zleceń, to piszę książkę”. A kiedy jest natłok roboty, to „idziemy na materace”. To cytat z „Ojca chrzestnego”. U nich oznaczało to, że kiedy jest trudno (wojna gangów), trzeba zewrzeć szeregi rodziny i zespołu, zjechać się w jedno bezpieczne miejsce, spać na materacach. I skupić się na tym, co najważniejsze. W rodzinie Corleone – przeżyć. U trenerów – szkolić! To taki czas żniw, kiedy wszystko inne nie jest ważne. Na inne rzeczy przyjdzie czas, jak się biznes uspokoi.
Moją odskocznią w Krakowie jest Zwis, czyli Vis a Vis na rynku, tam, gdzie stoi pomnik Piotra Skrzyneckiego. Ba, miałem nawet zaszczyt z Panem Piotrem spędzić kilka wesołych wieczorów. Podkreślam – z Panem Piotrem. Wszelkie spoufalenia i zdrobnienia są skrajnie zabronione. Ale kiedy siedzę w Zwisie, czytam książkę, robię notatki, to jestem w pracy czy nie? Takie są tu dylematy.
Artyści, piosenkarze, malarze, profesorowie, aktorzy, fotograficy, kompozytorzy, muzycy – to ludzie, których można spotkać w Zwisie. Są formalnie na emeryturze. I prawie wszyscy są nadal aktywni zawodowo. Pojawiają się tam profesor Bralczyk (rocznik 1947), kompozytor Zygmunt Konieczny (rocznik 1937), Andrzej Zieliński ze Skaldów (rocznik 1944), Jerzy Fedorowicz (rocznik 1947), a z młodszych choćby Andrzej Sikorowski czy Zbigniew Preisner. Część rozmów to oczywiście krakowskie klimaty, ale sporo mówi się też o nowych projektach. Parafrazując więc Konfucjusza: „Jeśli robisz to, co kochasz, nigdy nie zaznasz spokoju, będziesz pracował do śmierci”. Przy czym podobno ten cytat z Konfucjusza powstał jakoś w XIX wieku i jest jedną z wielu tzw. legend miejskich.
Podsumowując, fajnie jest robić, co się kocha. Ale są ryzyka. Poważne. I na dodatek niemal pewność, że umrzesz w pracy. Więc potrzeba tu rozważności. Ale – powodzenia!
Marek Skała
Trener warsztatowy, coach, mówca inspiracyjny. Właściciel firmy szkoleniowej MEGALIT – Instytut Szkoleń. Od 25 lat prowadzi projekty szkoleniowe i rozwojowe dla największych polskich i światowych koncernów. Napisał cztery bestsellery: „Psychologia Zmiany”, „Manipulacja Odczarowana”, „Skuteczność góra!” oraz „77 Historii, które mogą dać Ci kopa w życiu i biznesie”. Współzałożyciel Polskiej Izby Firm szkoleniowych i członek ICF. W 2019 otrzymał nagrodę Złotego Pióra w Wiedniu.
Za: https://portal.librus.pl/szkola/artykuly/jesli-bedziesz-robil-to-co-kochasz-to-juz-nigdy






Dziecko chce i potrafi się samodzielnie uczyć, jeżeli tylko stworzy się mu warunki sprzyjające rozwojowi

81-392 Gdynia
Słowackiego 53